-
Polszczyzna młodego Polaka
Miło szaleć, kiedy czas po temu – pisał Jan Kochanowski. Dziś mało kto cytuje mistrza z Czarnolasu, a przyznać trzeba, że jego myśl pozostaje, zwłaszcza w karnawale, niezwykle aktualna. Mimo tej ponadczasowości współczesny młody człowiek raczej nie sięgnie do renesansowych tekstów, by zaanonsować chęć uczestnictwa w zabawie wtedy, gdy pojawiają się ku temu sprzyjające okoliczności. Powie raczej: „nie ma wapna na kwadracie”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza: „rodziców nie ma w domu”.
Skąd to nagłe zainteresowanie polszczyzną młodzieży? Otóż, w nawiązaniu do poprzedniego artykułu na temat plebiscytu na Słowo Roku 2016 wypada wspomnieć również o innym, „konkurencyjnym” głosowaniu na Młodzieżowe Słowo Roku 2016 (http://sjp.pwn.pl/ciekawostki/Mlodziezowe-slowo-roku;199794.html). Wyboru już dokonano, a najbardziej popularnym wyrazem okazał się „sztos”, leksem o wyraźnie pozytywnych konotacjach, oznaczający coś niezwykłego, fantastycznego.
Językowi nastolatków warto przyjrzeć się nie tylko ze względu na organizowany plebiscyt. To w nim najszybciej odbijają się zachodzące w otaczającym nas świecie zmiany. Przysłówek „najszybciej” wydaje się zresztą kluczowy dla rozważań na temat sposobu mówienia młodych ludzi. Analiza zgłoszonych do głosowania wyrazów ujawnia dwie prawidłowości wynikające z nakazu, by nie marnować czasu na rozwlekłe komunikaty, by powiedzieć coś szybko. Dany leksem ma szansę przyjąć się wśród młodzieży, jeżeli jest wielofunkcyjny (tzn. pełni rolę różnych części mowy w zależności od potrzeb) i stosunkowo krótki, co pozwala na oszczędność czasu i energii. Warto zauważyć, że wskazane kryteria można odnieść do znacznej części wyrazów, które w głosowaniu znalazły się w pierwszej trójce. Oprócz „sztosu” takie właściwości posiadają leksemy „beka” i „masakra”.
Wśród wyrazów biorących udział w plebiscycie pojawiają się powszechnie znane, ale używane przez ogół społeczeństwa w zupełnie innym kontekście. Ciekawym przykładem do analizy może być tutaj słowo „beka”, które posiada dwa wyjaśnienia w słowniku języka polskiego: 1) zgrubienie od „beczka”; 2) pot. „gruby człowiek”. Wydawnictwo poprawnościowe nic nie wspomina o znaczeniu przypisanym mu przez nastolatków, dla których „beka” to śmieszna sytuacja. Do grupy „powszechnie znanych” można zaliczyć jeszcze wyrazy: „Janusz”/„janusz”, „lamus” czy „cebula”. Łączy je m.in. fakt, że dla przedstawicieli dojrzałego pokolenia nie mają one pejoratywnych skojarzeń, zaś dla młodzieży – wręcz przeciwnie. Wszystkie bowiem nazywają nosicieli jakiejś negatywnej cechy. „Janusz” to człowiek prymitywny, ignorant, „lamus” oznacza kogoś niedouczonego, zaś „cebula” odnosi się do osoby, która nie potrafi zachować się stosownie do sytuacji. Skądinąd, ciekawą sprawą jest, że do określania kogoś nieokrzesanego wykorzystuje się warzywną metaforykę. Wszak w języku potocznym odpowiednikiem młodzieżowej „cebuli” okazuje się „burak”.
Trudno wskazać, dlaczego wybrano właśnie to imię czy warzywo i nadano im negatywny wydźwięk. Owo działanie, chociaż ma niejasną genezę, posiada sprecyzowany cel. Młodzież pragnie w ten sposób zaznaczyć swoją odrębność, podkreślić tożsamość – a co za tym idzie – odseparować się w pewnym sensie od reszty, która musi się natrudzić, by zrozumieć, o czym „wtajemniczeni” nastolatkowie dyskutują. Takiemu postępowaniu nie można odmówić pragmatyzmu. Zapewne niejeden młody człowiek ucieszy się z faktu, że jego opiekunowie nie potrafią „rozkminić” (czyli zrozumieć), o czym rozmawia z kolegami.
Próba zrozumienia prawidłowości obowiązujących w polszczyźnie młodzieży sprowadza się do sformułowania oczywistego wniosku. Okazuje się, że każde zjawisko w języku ma swój sens i cel, nawet jeśli trudno wskazać jego genezę.
Joanna Gruszczyńska
-
Językowe podsumowanie roku
Koniec roku jednych napawa optymizmem, innych wprawia w przygnębienie. Niewątpliwe jednak jest to czas podsumowań wszelkiego typu. Dokonuje się ich w gospodarce, sporcie, kulturze. Wtedy też rozstrzyga się różnego rodzaju plebiscyty. Oto dowiadujemy się, kto okazał się najładniejszy, najzdolniejszy, najbogatszy, wśród celebrytów, polityków czy sportowców. Językoznawcy także postanowili, że nie pozostaną w tyle i wymyślili swój plebiscyt.
Co prawda, nie jest on żadną nowością, gdyż Uniwersytet Warszawski organizuje go już po raz szósty, jednakże warto przyjrzeć się paru aspektom głosowania na Słowo Roku 2016. Po pierwsze, ujawnia ono bardzo ciekawą tendencję rozwoju języka. Gdy spojrzy się na listę wyrazów (http://ankieta.pzwl.pl/floater/preview/3), spośród których można wskazać swojego faworyta, nasuwa się interesujący wniosek. Otóż, zdecydowana większość z konkurujących ze sobą słów ma źródło w wydarzeniach politycznych minionego roku. Ktoś powie, że zazwyczaj tak się dzieje, iż ważne dla danej społeczności sprawy znajdują swoje odbicie w języku. Trzeba jednak pamiętać, że istnieje warunek zapewniający, że dane sformułowanie zrobi karierę – zjawisko, które nazywa, musi bowiem poruszać, wywoływać ożywione dyskusje. Wyrażenia czy zwroty, które nie wzbudzają emocji, pozostają bez szans, by zaistnieć.
Po drugie…
Dociekliwych, oprócz kwestii etymologicznych, mogą zainteresować także te słowotwórcze, czyli to, na jakich zasadach zostały zbudowane proponowane w plebiscycie wyrazy. Jeden z nich to typowy neologizm. Mowa o słowie „Brexit”, które powstało z połączenia dwóch leksemów: „Britain” i „exit”. Inny to tzw. neosemantyzm, czyli wyraz już istniejący, ale przypisuje mu się nowe znaczenie, np. „koleś”. Pozostałą część „kandydatów” można zaliczyć do względnie neutralnych. Dlaczego względnie? W przypadku wyrazów z proweniencją polityczną istnieje ryzyko, że zaczną one być z czasem w określony sposób wartościowane – jedne przyjmą pozytywne konotacje, inne wręcz przeciwne.
Po trzecie…
Dlatego zalecałabym daleko idącą ostrożność w szafowaniu słowem, gdyż grozi nam wtedy „awaria języka”, którą niezwykle trafnie zdefiniowała Ewa Lipska w wierszu o takim tytule. Myślę, że warto przytoczyć tutaj jego fragment – wtedy czytelnik sam będzie mógł wyciągnąć wnioski dotyczące konsekwencji niefrasobliwego posługiwania się mową:
Dokonując językowego podsumowania roku, nie można udawać, że nie dostrzega się dwóch dominujących w 2016 roku tendencji, które unaocznia także w pewnym sensie wspomniany plebiscyt. Jako miłośnik języka polskiego dostrzegam niepokojące zjawisko, że wyrazy gubią właściwe sobie znaczenie. Szerzy się swego rodzaju nowomowa, a w konsekwencji nie docenia się wagi słów, tego, że mają one wielką moc, niszczycielską lub budującą.
Dlatego wypada do postanowień noworocznych dopisać jeszcze jedno: „Szanować język, dzięki któremu komunikuję się ze światem, a wtedy świat szanować będzie mnie”!
Tego życzę wszystkim naszym Czytelnikom w nadchodzącym 2017 roku.
Joanna Gruszczyńska