-
Karnawałowy savoir-vivre językowy
Karnawał trwa w pełni, spragnieni uciech rodacy ochoczo biorą udział w różnego typu zabawach. Wszak sam mistrz z Czarnolasu zachęcał niegdyś słowami: „Miło szaleć, kiedy czas po temu”. Jego słowa nie straciły nic ze swej aktualności. Bawić się można, a nawet trzeba. Warto jednak wcześniej postudiować podręczniki savoir-vivre’u, by nie narazić się podczas zabawy na jakieś faux pas.
Faux pas językowemu mówimy stanowcze „nie”!
W podręcznikach poświęconych kindersztubie zazwyczaj dosyć lakonicznie traktuje się kwestię dbałości o poprawność językową, a ta również decyduje o tym, czy kogoś nazwiemy człowiekiem o nienagannych manierach. Nie jest oczywiście możliwe, aby za sprawą lektury kilku językoznawczych artykułów stać się mistrzem mowy polskiej, jednakże zgłębianie wiedzy w tym zakresie pozwoli uniknąć paru żenujących sytuacji.
Na początek proponuję lekturę artykułu umieszczonego już na naszym blogu, a poświęconego pięciu najczęściej popełnianym błędom (http://www.netlinguist.pl/blog/piec-najczesciej-popelnianych-bledow-jezykowych/), których wyeliminowanie powinno być pierwszym wyzwaniem dla osoby starającej się zabłysnąć w towarzystwie dzięki dobrym nawykom językowym.
Kłopotliwy dopełniacz
Kolejny krok to poznanie zasad odmiany kłopotliwych wyrazów, których będziemy używać podczas towarzyskich konwersacji. Jedną z kategorii takich „kłopotliwych wyrazów” stanowią te nazywające elementy nakrycia stołu. Dobrze by było nie mieć dylematów dotyczących tego, czy powiedzieć, że nie ma „widelcy” czy „widelców”, a może brakuje również „noży” albo „nożów” i na nieszczęście nie można znaleźć jeszcze „talerzy”, a może „talerzów”??? Niejeden pójdzie na łatwiznę i poprosi zwyczajnie o sztućce. Oby tylko użył formy mianownika! Jeśli się natomiast rozpędzi i stwierdzi, że nie ma „sztućcy”, to już będzie klops.
No właśnie… Jak powinny wyglądać prawidłowe formy dopełniacza podanych wyrazów, których używamy nader często, nie tylko w karnawale? O ile w zaciszu domowym można sobie pozwolić na małe grzeszki językowe, o tyle w towarzystwie niekoniecznie jest to mile widziane. Na domiar złego w przypadku nazw sztućców nie możemy podeprzeć się żadną skuteczną regułą. Nie ratuje nas ta mówiąca o występowaniu określonych końcówek dopełniacza po spółgłoskach historycznie miękkich, ponieważ zarówno -c, jak i -ż oraz -rz do takowych należą. Dlatego czas rozstrzygnąć kwestie problematycznych form. Otóż, należy powiedzieć, że nie mamy „sztućców”, czyli „widelców” oraz „noży” i brakuje nam także „talerzy”. Te formy wypada po prostu zapamiętać.
A nuż, widelec
Okazuje się, że kłopotów językowych z wyrazami nazywającymi sztućce jest więcej i nie odnoszą się one tylko do najbardziej spornego polskiego przypadka. Problem dotyczy również funkcjonowania frazeologizmu „a nuż, widelec”, często zapisywanego z błędem ortograficznym. Użytkownicy języka sądzą zapewne, że skoro jest „widelec”, to musi też być „nóż”. Tymczasem w podanym związku chodzi o wykrzyknik „nuż”, a nie rzeczownik nazywający przedmiot służący do krojenia czegoś. Wszak w polszczyźnie istnieje sformułowanie „a nuż”, bez dodanego „widelca”. Równie dobrze można powiedzieć: „a nuż dostanę nagrodę”, jak i „a nuż, widelec dostanę nagrodę”. Dodanie „widelca” do dawnego „a nuż” to rodzaj żartu językowego.
Skoro karnawał w pełni, więc i żartować nam wolno, a trawestując początkowy cytat, można by zakończyć słowami: „Miło żartować, kiedy czas po temu”. Dlatego też zachęcam Drogich Czytelników do lektury wiersza Jana Brzechwy pt. „Talerz” utrzymanego w klimacie żartobliwo-karnawałowym, a przy okazji rozstrzygającego inny językowy dylemat: należy powiedzieć, że „talerz stoi” czy „talerz leży”?
Joanna Gruszczyńska
-
Klasyfikacja błędów językowych
Początek wakacji stanowi doskonały pretekst do tego, by dokonać swego rodzaju podsumowania dotychczasowej działalności edukacyjnej prowadzonej na blogu, a polegającej na zachęcaniu do przestrzegania zasad poprawności językowej. Uważny czytelnik wpisów może odnieść wrażenie, że reguł gramatycznych jest tak wiele, iż nie sposób je opanować i stosować w praktyce. Rzeczywiście, posługiwanie się poprawną polszczyzną wymaga pewnej wprawy, popartej wiedzą i doświadczeniem, jednakże nie stanowi domeny tylko wąskiej grupy językoznawców. Niniejszy wpis ma służyć właśnie temu, by w skondensowanej formie przedstawić wytyczne dotyczące tego, jakich błędów unikać.
Nie sposób również po lekturze jednego artykułu nabyć umiejętności poprawnej redakcji tekstów. Od czegoś trzeba jednak zacząć. Na dobry początek proponuję zapoznać się z klasyfikacją błędów, która pozwoli wyeliminować pomyłki pojawiające się w tworzonych przez siebie wypowiedziach. Warto przeanalizować poniższą listę, wszak nie od dziś wiadomo, że lepiej uczyć się na cudzych błędach niż na swoich własnych.
Mówiąc o poprawności tekstu, należy mieć na uwadze jedną naczelną zasadę: błąd to naruszenie normy, a nie subiektywne odczucie odbiorcy wypowiedzi. Nie można mówić o pomyłce w przypadku, gdy się nam wydaje, że coś jest niewłaściwie zredagowane. Dane uchybienie trzeba umieć nazwać i tu pomocna może okazać się niniejsza klasyfikacja błędów (Uwaga: kursywą zapisano przykładowe błędne konstrukcje):
Błędy stylistyczne
1. Powtarzanie wyrazów w obrębie zdania: Przeczytałem tę książkę od razu, gdyż okazała się to niezwykle interesująca książka.
2. Stosowanie konstrukcji synonimicznych (wielosłowie): Ta książka była interesująca i ciekawa.
Błędy leksykalne (wyrazowe)
1. Wprowadzanie słów o niewłaściwym znaczeniu: Ze skąpego typa zmienia się w hojnego staruszka.
2. Wprowadzanie pleonazmów/tautologii: Działał przez pewien okres czasu.
Błędy składniowe (nieprawidłowości w budowie zdania/wypowiedzenia)
1. Błędny szyk wyrazów w zdaniu: Dziewczyna mieszkała w sierocińcu, gdzie wychowywano ją.
2. Użycie niewłaściwej formy orzeczenia przy podmiocie szeregowym: Samochód, motocykl i autobus zablokował przejazd.
3. Użycie imiesłowowego równoważnika zdania przy dwóch wykonawcach czynności (brak zgodności podmiotów): Czytając jego książkę, do oczu napływają łzy.
4. Użycie imiesłowu przysłówkowego współczesnego przy czynnościach rozgrywających się w różnych czasach: Jedząc obiad, poszedłem na spacer.
5. Rozpoczynanie zdania od spójników: I ciekawe, co będzie dalej.
6. Brak orzeczenia w zdaniu, gdy jest konieczne: Postrzegana przez mężczyzn za niezwykle urodziwą.
7. Powtarzanie tych samych struktur składniowych: Jest on wzorem bohatera, który powinien być dla nas symbolem człowieka, który jest gotów ponieść ofiarę.
8. Niepoprawne użycie przyimka: W porównaniu do innych dziewczyn była odważniejsza.
9. Niewłaściwe użycie zaimków w zdaniu (łączących dwa wypowiedzenia): Podobny problem przedstawia epopeja narodowa, gdzie bohater wraca do krainy swojej młodości.
Błędy fleksyjne (nieprawidłowości w odmianie)
1. Niepoprawna odmiana zaimka: Nic jej nie brakowało.
2. Niewłaściwy dobór końcówki deklinacyjnej/koniugacyjnej: Z uwagą przyglądała się kotowi. Oni tego nie rozumią.
3. Brak odmiany nazwy własnej/nazwiska: Nowa strategia Microsoft.
4. Brak odmiany wyrazu odmiennego: Słuchałem radio.
5. Odmiana wyrazu nieodmiennego: Wypiłem kubek kakaa.
6. Niepoprawne użycie stopnia wyższego (podwójne stopniowanie): Był bardziej milszy.
7. Zaburzenie związku zgody: Nie należy wierzyć osobom, którzy dążą do celu za wszelką cenę.
8. Zaburzenie związku rządu: Jego słowo było niepodważalnym.
9. Nieuwzględnienie różnych wymagań deklinacyjnych przyimków: Książki leżały na i pod stołem.
Błędy słowotwórcze
1. Wybór niewłaściwego formantu: Cechowała go głupość.
Błędy frazeologiczne
1. Rozbijanie stałych związków frazeologicznych: Bohater ten odniósł klęskę.
2. Zastosowanie związku wyrazowego w złym znaczeniu: Między tytułową bohaterką a Kreonem zrodził się konflikt, ponieważ Antygona weszła mu na głowę.
3. Przekształcenia związków frazeologicznych: Noga mu się podwinęła.
Błędy interpunkcyjne
1. Zbędny przecinek w zdaniu pojedynczym: Spotkanie odbędzie się o piątej, w restauracji.
2. Brak przecinka w zdaniu złożonym: Pokazał jak można kochać.
3. Brak przecinka przy wtrąceniach: Niestety ich plan zostaje zdemaskowany.
4. Brak przecinka przy wyliczeniach: Był to chłopiec niewielkiego wzrostu szczupły uśmiechnięty.
5. Brak kropki przy skrótach: Rozmawiałem z prof Nowakiem.
6. Zbędna kropka przy skrótach: Należy postępować wg. zaleceń.
Błędy ortograficzne
1. Pierwszego stopnia: z ó/u, ch/h, ż/rz: Mażę o dalekich podróżach.
2. Drugiego stopnia: stosowanie małej/wielkiej litery, pisownia łączna/rozdzielna, błędne stosowanie nosówek: Nowowybudowana biblioteka.
Mimo że sezon urlopowy rozpoczął się na dobre, proponuję czytelnikom gimnastykę umysłu polegającą na korekcie podanych wyżej błędnych wypowiedzi.
Życząc udanego wypoczynku, zachęcam do treningu sprawności językowej. Niestety, nawet w czasie wakacji nie jesteśmy zwolnieni z konieczności przestrzegania reguł gramatycznych, ortograficznych czy interpunkcyjnych. Normy poprawnościowe nie wyjeżdżają na urlop…
Joanna Gruszczyńska
-
Okiełznać zaimki
„Podaruj mi trochę słońca” – śpiewała Ewa Bem. Sądzę, że większość z nas ma obecnie takie samo pragnienie jak autor tych słów. Osobiście zaliczam się do tej grupy, a jako językoznawca mam jeszcze inne życzenie związane z przywołanym fragmentem popularnej piosenki. Mianowicie: by użytkownicy języka polskiego spróbowali „okiełznać” zaimki i stali się prawdziwymi ekspertami od „misiów” – jak określił „znawców” krótkich form zaimkowych profesor Mirosław Bańko, wypowiadając się w sprawie poprawności konstrukcji: „To mi się podoba”.
Błędy w stosowaniu zaimków należą do stosunkowo popularnych, o czym może świadczyć liczba zapytań w sieci odnoszących się do tego problemu. Wątpliwości najczęściej dotyczą form: „mi”/„mnie” oraz „tę”/„tą”. Do grupy problematycznych zaimków zaliczyłabym także wyraz „ów”, który z niewiadomych przyczyn pozostawia się czasami nieodmieniony, np. w zdaniu: „Ów (zamiast: „Owa”) książka okazała się interesująca”. Błąd taki pojawia się co prawda rzadko, ale należy do zasadniczych i dlatego warto upomnieć się o poprawną formę zaimka „ów”. Przy okazji warto nadmienić, że w mianowniku liczby pojedynczej rodzaju męskiego przybiera on postać „ów”, nie „owy”, mimo że kobieta będzie „owa”, a dziecko „owo”. W razie wątpliwości odsyłam do tabeli zawierającej pełną odmianę.
„Ów” problem okazuje się marginalny w porównaniu do innego, znacznie częstszego, a dotyczącego stosowania form
„tą”/„tę”. Kiedy zatem należy użyć określonej formy zaimka wskazującego rodzaju żeńskiego? „Tę” to forma biernika rodzaju żeńskiego w liczbie pojedynczej, zaś „tą” występuje tylko w narzędniku. Poprawne będą więc zdania: „Widziałem tę kobietę”, ale „Szedłem z tą dziewczyną”. Nawet jeśli forma „tę” wydaje się pretensjonalna, to w języku oficjalnym jest jedyną dopuszczalną w bierniku. Zamiłowanie użytkowników do posługiwania się formą „tą” wynika zapewne z faktu, że inne części mowy (takie jak przymiotniki i liczebniki) przybierają w tym przypadku końcówkę fleksyjną „-ą”, np. „Przeczytałem ciekawą książkę”, „Uzyskałem pierwszą lokatę”.
Do rozwiązania pozostaje problem z „misiami”. Wystarczy zapamiętać zasadę mówiącą, że dłuższa forma celownikowa („mnie”) powinna pojawić się na początku lub na końcu zdania oraz po przyimku, zaś krótsza („mi”) po czasowniku. Dlatego słowa piosenki brzmią: „Podaruj mi trochę słońca”, a nie: „Podaruj mnie trochę słońca”. Gdyby jednak autor chciał podkreślić, iż nie sama czynność darowania jest tutaj istotna, lecz „odbiorca daru”, zdanie mogłoby przybrać postać: „Mnie podaruj trochę słońca” (a nie „jej”). Uważny Czytelnik bez trudu dostrzeże, iż cała zabawa z „misiami” sprowadza się do tego, by określić, co chcemy w zdaniu zaakcentować. W pierwszej wersji z „mi” to fakt podarowania słońca jest najistotniejszy (czynność). W drugiej zaś akcent pada na to, kto ma zostać obdarowany.
Na marginesie warto dodać, że identyczna zasada obowiązuje w przypadku form: „tobie”/„ci”. Co więcej – formy zaimków odnoszące się do drugiej osoby mogą okazać się przydatne w razie wątpliwości dotyczących stosowania „mnie”/„mi”. Wszak nie powiemy: „Ci podaruję trochę słońca”. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że na początku powinna pojawić dłuższa forma „tobie”. Podobnie będzie z zaimkiem odnoszącym się do pierwszej osoby.
Okazuje się, że wcale nie tak trudno okiełznać zaimki. Owe części mowy wydają mi się całkiem przyjazne. I warto powtarzać sobie tę myśl.
Joanna Gruszczyńska
-
Unikaj błędnych konstrukcji składniowych
Składnia to bardzo obszerny i jednocześnie zawiły dział nauki o języku. Ten fakt sprzyja powstawaniu wielu błędnych konstrukcji składniowych. Tworząc wypowiedź, czasami trudno pamiętać o wszystkich regułach. Większość z nich jest oczywista i posługujemy się nimi intuicyjnie. Jednak stosowanie niektórych norm wymaga skrupulatności i „fachowego” oka. Warto przyjrzeć się zwłaszcza tym, które cieszą się szczególną „popularnością”, a dotyczą takich zagadnień jak wymagania składniowe przyimków czy podmiot szeregowy. O innych powszechnych błędach składniowych pisałam również w artykule poświęconym imiesłowowym równoważnikom zdania.
Dokonując korekty tekstów, często spotykam się w nich z konstrukcjami typu: „na i pod stołem”, „na lub obok maszyny”. Na pierwszy rzut oka wyrażenia te nie budzą większych zastrzeżeń. Trzeba jednak zaznaczyć, iż są błędne. Na czym polega ich niepoprawność? Przyczyn należy szukać w określonych wymaganiach składniowych przyimków.
Zarówno w języku polskim (jak i np. niemieckim) określone przyimki wymagają użycia stosownego przypadka. Przyimek „na” wymusza zastosowanie rzeczownika w miejscowniku, „pod” – w narzędniku, a „obok” – w dopełniaczu. Fakt ten wskazuje na źródło opisywanego błędu składniowego. Należałoby zatem powiedzieć: „na stole i pod nim”, „na maszynie lub obok niej”. Wydaje się również, że u podłoża stosowania błędnych konstrukcji leżą, z jednej strony, tendencja współczesnej polszczyzny do skrótu – dążenie do tego, by coś zakomunikować szybko, ekonomicznie, z drugiej zaś – chęć uniknięcia powtórzenia rzeczownika – żeby nie mówić „na stole i pod stołem”. Zapomina się przy tym o istnieniu zaimków, które okazują się niezwykle pomocne w tego typu wyrażeniach.
Błędnych konstrukcji składniowych można poszukać również w zdaniach zawierających tzw. podmiot szeregowy. Oto przykład: „Jego odwaga i optymizm sprawia, że zasługuje na uznanie”. W podanym zdaniu orzeczenie powinno przybrać postać „sprawiają”. Owszem, dopuszcza się w języku polskim stosowanie liczby pojedynczej czasownika w konstrukcjach z podmiotem szeregowym, np. w zdaniach ze spójnikiem wyłączającym albo zawierających rzeczowniki nieżywotne, abstrakcyjne. Jednakże tendencja współczesnej polszczyzny zmierza w kierunku stosowania liczby mnogiej we wszystkich tego typu wypowiedziach. Pozostaje pytanie o wybór formy czasownika w czasie przeszłym w przypadku, gdy podmiot szeregowy tworzą wyrazy różnych rodzajów. Można powiedzieć, że język polski ma charakter „patriarchalny” i przewagę zyskują formy męskie. Dlatego w zdaniu: „Basia i Piotr zdecydowali się na podróż dookoła świata” pojawia się czasownik w rodzaju męskoosobowym.
Przyczyn powstawania błędnych konstrukcji składniowych należy doszukiwać się w tym, że wypowiedzi buduje się często tylko w oparciu o kwestie formalnojęzykowe. Tymczasem należy uwzględnić również aspekt realnoznaczeniowy – zastanowić się, jakie treści komunikat rzeczywiście niesie. Wówczas można uniknąć wielu błędów, nie tylko składniowych. Wbrew pozorom język nie jest tworem oderwanym od rzeczywistości – wręcz przeciwnie. Nie tylko służy do pisania tej rzeczywistości, ale również ją kreuje. Starajmy się zatem, aby za pomocą słów najlepiej oddać to, o co nam chodzi, bo jak mawiał Phil Bosmans: „Słowo jest czymś więcej niż tym, co mówisz i tym, co piszesz. Słowo jest tym, czym jesteś”.
Joanna Gruszczyńska
-
Wypowiedzenia z imiesłowowymi równoważnikami zdania
„Nie taki diabeł straszny, jak go malują” – mówi popularne przysłowie. Należy się z nim zgodzić w kontekście analizy imiesłowowych równoważników zdania i próby ustalenia reguł poprawnościowych dotyczących ich stosowania. To fakt, że bardzo dużo błędnych konstrukcji składniowych pojawia się w wypowiedzeniach z imiesłowowymi równoważnikami zdania, i to nie bynajmniej z powodu ich bardzo specjalistycznie brzmiącej nazwy. Trzeba wykazać się ogromnym wyczuciem i starannością, by stworzyć poprawną pod względem składniowym konstrukcję zawierającą imiesłów przysłówkowy. Należy przy tym pamiętać o dwóch podstawowych zasadach.
Po pierwsze – w obu członach wypowiedzi musi wystąpić ten sam podmiot. Dlatego wypowiedzenie: „Zbierając w lesie grzyby, złamało się drzewo” jest anakolutem, czyli zniekształconą konstrukcją składniową. Nie tylko nie spełnia wymogów poprawnościowych, ale brzmi absurdalnie i mogłoby się znaleźć w rubryce „Humor zeszytów szkolnych”. Wynika bowiem z niego, że to drzewo zbierało grzyby. By uczynić z tej konstrukcji poprawną, należałoby powiedzieć: „Gdy zbierałem w lesie grzyby, złamało się drzewo”. Trzeba zatem uświadomić sobie, że nie zawsze możliwe jest użycie imiesłowowego równoważnika zdania. Do niczego natomiast nie można się przyczepić w konstrukcjach: „Jadąc pociągiem, podziwiał krajobrazy”; „Napisawszy list, schował go w szufladzie” – gdyż w obu przypadkach podmiot zastosowany w części pierwszej jest tożsamy z tym z części drugiej wypowiedzenia.
Po drugie – posługując się imiesłowami przysłówkowymi, trzeba pamiętać, do czego służą przysłówkowe uprzednie, a do czego przysłówkowe współczesne. Te ostatnie wykorzystujemy, kiedy chcemy określić, że dwie czynności są wykonywane równocześnie, np. „Siedząc w fotelu, Ewa rozmyślała nad swoim życiem”. Użycie w tym przypadku imiesłowu przysłówkowego uprzedniego kompletnie zmieni sens wypowiedzi: „Usiadłszy w fotelu, Ewa rozmyślała nad swoim życiem”. W drugim wypowiedzeniu mowa jest o tym, że Ewa najpierw usiadła, a potem rozmyślała, w pierwszym zaś, że wykonywała te czynności równocześnie. Lepiej te zawiłości ilustruje przykład: „Zjadłszy obiad, poszedłem na spacer”. W tym przypadku bezwzględnie należy użyć imiesłowu uprzedniego. Gdyby zastosować tutaj imiesłów współczesny, powstanie konstrukcja rodem z powieści groteskowej: „Jedząc obiad, poszedłem na spacer”. Oczywiście nikomu nie można zabronić jedzenia obiadu podczas spaceru, jednakże sądzę, że zamiar autora tej wypowiedzi był inny i chciał zaznaczyć następstwo jednej czynności po drugiej. Dlatego powinien wykorzystać w tym celu imiesłów przysłówkowy uprzedni.
Specjalistycznie brzmiąca nazwa rzeczywiście może odstraszać przeciętnego użytkownika języka od posługiwania się imiesłowowymi równoważnikami zdania. Nie należy się jednak zrażać i bez obaw można wtrącać do swojej wypowiedzi tego rodzaju konstrukcje. Wystarczy pamiętać o przedstawionych wyżej dwóch zasadach, aby mieć gwarancję, że nie powstanie nam „zakalec” językowy. A nawet jeśli – zawsze możemy powiedzieć, że zabieg ten był celowy. Wszak poeci od wieków wykorzystywali anakoluty w celach artystycznych. I jak tu nie zgodzić się z powiedzeniem: „Nie taki diabeł straszny…”?
Joanna Gruszczyńska
-
Pięć najczęściej popełnianych błędów językowych
Z końcem roku w mediach zaczęły pojawiać się różnego rodzaju rankingi dotyczące tego, czego było gdzieś najwięcej, najczęściej itp. Idąc tym tropem, w niniejszym artykule postanowiłam zebrać pięć najczęściej popełnianych błędów językowych. Warto zapamiętać tę listę, gdyż ich unikanie świadczy o wysokiej świadomości językowej danego użytkownika polszczyzny. Poprzez opanowanie podanych niżej reguł można zyskać uznanie, nie tylko w oczach specjalistów.
Piąte miejsce
Piątą lokatę przyznaję konstrukcji: „W każdym bądź razie” powstałej z połączenia dwóch związków wyrazowych: „Bądź co bądź” i „W każdym razie”. Uplasowanie się tego wyrażenia na ostatnim miejscu wynika z faktu, iż błąd ten jest mało zauważalny i tylko wprawne oko dostrzeże tutaj pomyłkę. Wystarczy wyrzucić wyraz „bądź” i norma językowa pozostanie nienaruszona. Poza tym posługiwanie się tym błędnym sformułowaniem nie drażni w takim stopniu jak używanie pozostałych.
Czwarte miejsce
Kolejny popularny błąd należy już do bardziej denerwujących. Chodzi mianowicie o niepoprawny wariant czasownika „wziąć”, który brzmi „wziąść”. Pół żartem, pół serio można by powiedzieć, że jeżeli ktoś chce coś „wziąć”, to pewnie może „braść”. Postać osobowych form czasownika jednoznacznie dowodzi tego, że owo dodawane „ś” jest absolutnie zbędne – mówimy przecież „wzięłam”, a nie „wzięśłam”. Zapewne niepoprawny wariant został stworzony na podobieństwo wyrazu: „nieść”. Warto tylko zwrócić uwagę, że czasownik ten w formie osobowej ma postać „niosłem”, w której bezokolicznikowe „ś” występuje w obocznej postaci „s”.
Trzecie miejsce
Miejsce na podium należy się konstrukcji: „Tam pisze, że…”. W przypadku gdy padnie takie stwierdzenie, zawsze pytam: „Kto pisze?”. Zauważając jednak konsternację u mojego rozmówcy, tłumaczę, że strona czynna zarezerwowana jest dla zdań, w których występuje podmiot wyrażony rzeczownikiem osobowym, np. „Jan pisze na tablicy”. Zaś jeżeli coś na tablicy już się znajduje, wówczas należy powiedzieć: „Na tablicy jest napisane”. Dlatego pytajmy: „Co tam jest napisane?”.
Drugie miejsce
Nadgorliwość w każdej dziedzinie jest niewskazana. To samo dotyczy języka, w przypadku którego dążenie do nadmiernej poprawności nazywane bywa hiperpoprawnością. Można przypuszczać, że ta tendencja leży u podłoża następnego błędu, który plasuje się na drugiej pozycji. Mowa tutaj o czasowniku „wyłączać”, który błędnie wymawiany bywa j
ako „wyłanczać”. Niektórzy chcą chyba, żeby brzmiało bardziej dostojnie i zamiast „o”, które powinno być słyszane po „ł”, wprowadzają „a”. Wszyscy, którzy używają wersji „wyłanczać”, zostaną wyłączeni z grupy poprawnych użytkowników języka.
The winner is…
Bezsprzecznie numerem jeden w zakresie błędów językowych jest męska forma czasowników typu: „poszłem”, „szłem”, „weszłem”. Kiedy na wymienione od piątego do drugiego miejsca uchybienia można jeszcze w nieoficjalnych sytuacjach przymknąć oko, to w tym przypadku tego zrobić się nie da. „Poszłem” należy do tej kategorii błędów, które skazują posługujących się taką niby-polszczyzną na społeczny ostracyzm.
Powyższy ranking ma charakter subiektywny i odzwierciedla powszechność oraz dużą frekwencję wymienionych błędów językowych. Tym bardziej zasadny wydaje się apel o ich unikanie. Polacy kochają rankingi, więc może polubią i ten, który oprócz tego, że wpisuje się w nową modę klasyfikowania wszystkiego, przyznawania punktów, organizowania plebiscytów, to jeszcze spełnia funkcję utylitarną – uchroni nas przed językowym faux pas.
Joanna Gruszczyńska
-
Bądź z frazeologią za pan brat
Mistrzyni kontaminacji
Parę lat temu komercyjna stacja telewizyjna emitowała serial komediowy pt. „Brzydula”, w którym jedna z postaci posługiwała się bardzo kwiecistym językiem. Szczególne upodobanie znalazła w stosowaniu frazeologizmów służących jej do komentowania otaczającej rzeczywistości. Gdyby nie jeden drobiazg, można by powiedzieć o niej, że była z frazeologią za pan brat. Jednakże wspomniana miłośniczka związków frazeologicznych w każdym z nich popełniała błąd, który wywoływał salwy śmiechu. Tym sposobem w pamięci widzów zapisała się jako mistrzyni kontaminacji, czyli łączenia dwóch wyrażeń lub zwrotów w jedną całość.
Z jej ust można było usłyszeć takie kwiatki jak: „Pączki nierozłączki”, „Pasujemy do siebie jak dwie połówki chleba”, „Co się patrzysz jak sroka w granat”. Intencja użycia powyższych błędnych sformułowań jest zrozumiała – taka była koncepcja reżysera. Poza tym przyczyniły się one w dużej mierze do wykreowania wyrazistej, przerysowanej postaci. Ich celowość pozostaje zatem bezdyskusyjna. Każda pomyłka, jeżeli jest świadomie popełniana, często w celach artystycznych, przestaje być w ten sposób klasyfikowana.„Noga się komuś powinęła” – nie: „podwinęła”
Błąd z definicji zakłada bowiem brak świadomości i zasadności jego użycia. Z uchybień w zakresie frazeologii użytkownik języka rzadko zdaje sobie sprawę, co wynika z faktu, że pewne błędne konstrukcje na dobre zagościły w polszczyźnie, co gorsza – bywają one utrwalane w mediach. Jednym z bardziej popularnych tego typu zwrotów jest frazeologizm: „noga się komuś podwinęła”. Dodam na marginesie, iż kilkakrotnie słyszałam wypowiedzi znanych osobistości posługujących się tą zmodyfikowaną wersją. Występuje ona też w jednej z piosenek hiphopowych, a nawet autokorekta w Wordzie podkreśla właściwą formę czasownika jako błędną. Poprawnie związek ten powinien brzmieć: „noga się komuś powinęła”.Twardy orzech do zgryzienia z tą frazeologią
Warto odnotować jeszcze dwa inne związki frazeologiczne, w stosowaniu których użytkownicy często popełniają błędy. Należą do nich: „mieć ciężki orzech do zgryzienia” oraz „iść po najmniejszej linii oporu”. Oczywiście „orzech do zgryzienia” powinien być „twardy”, a pójść można „po linii najmniejszego oporu”, gdyż to opór ma być najmniejszy, a nie linia. Opisane przekształcenia nie wyczerpują listy błędów frazeologicznych. Jednakże ze względu na powszechność występowania tych wyżej podanych warto zwrócić na nie szczególną uwagę i uświadomić sobie, jak często posługujemy się błędnymi konstrukcjami.Tytuł „Ambasadora Polszczyzny” czy nominacja w plebiscycie „Srebrne Usta”
Bynajmniej niniejszym artykułem nie zamierzam zniechęcać do używania związków frazeologicznych. Wręcz przeciwnie – uważam, że każdy powinien być z frazeologią za pan brat. Nic tak nie ubarwia i nie nadaje lekkości naszej wypowiedzi jak wprowadzenie do niej paru „skrzydlatych” wyrażeń czy zwrotów. Warto z nich korzystać, trzeba to jednak robić umiejętnie. W mojej ocenie lepiej bowiem powalczyć o tytuł „Ambasadora Polszczyzny” przyznawany przez Radę Języka Polskiego, aniżeli być nominowanym za lapsus językowy w plebiscycie „Srebrne Usta” (promującym też, skądinąd, wiele ciekawych figur retorycznych). Chyba że przyświeca nam cel, by przejść do historii jako osoba, która powinna wziąć sobie do serca słowa: „Mowa jest srebrem, a milczenie złotem”.Joanna Gruszczyńska
-
Bileciki, rachuneczek, mandacik, czyli mania zdrabniania
Od czasu do czasu porzucę tematy związane z „poważnymi” zagadnieniami językowymi na rzecz nieco lżejszych, a zdecydowanie zabawnych. Do takowych na pewno można zaliczyć jedną z tendencji współczesnej polszczyzny, którą nazwałabym manią zdrabniania. Obejmuje ona chyba wszystkie dziedziny życia. Nie omija dziennikarzy radiowych, telewizji śniadaniowej, lekarzy, policjantów, kelnerów. Lista jest równie długa jak wykaz zdrobnień nadużywanych ostatnio w języku polskim.
Mania zdrabniania utrzymuje się w polszczyźnie od paru lat i obok innego zjawiska, o którym pisałam w pierwszym artykule „W trosce o precyzję wypowiedzi”, cieszy się niesłabnącą popularnością wśród użytkowników. W mojej ocenie stanowi niewielki problem językowy, aczkolwiek używanie zdrobnień niezgodnie z ich przeznaczeniem jest błędem.
Kapitalistyczna nowomowa
Warto zauważyć, że poprzez deminutywy (zdrobnienia) tworzy się swego rodzaju nowomowa, która zgodnie z definicją zakłada manipulowanie nastrojami społecznymi, a tego zdecydowanie nie można odmówić zdrobnieniom. Stosuje się je właśnie po to, by uzyskać pozytywny efekt, złagodzić przykre konsekwencje czegoś. Dlatego policjant proponuje nam „mandacik”, sugerując tym samym, że jego kwota nie będzie aż tak wysoka, a w restauracji pytają nas, czy przynieść „rachuneczek”. Można by odpowiedzieć, że zapłaci się „pieniążkami” i powinno być po sprawie.
Jeszcze zabawniej jest – pod warunkiem, że dopełniliśmy wcześniej wszystkich formalności – gdy kontroler w autobusie poprosi nas o „bilecik”. Idąc dalej w rozważaniach, aż strach pomyśleć, co by było, gdyby pani w urzędzie skarbowym zażądała od nas zeznania podatkowego, używając jego „fachowej” nazwy w wersji deminutywnej.
To prawda, że język nie znosi próżni i w miejsce dawnych zjawisk wyrastają jak grzyby po deszczu nowe. Język podąża za zmianami, które następują w otaczającym nas świecie. Współcześnie trzeba wyjść naprzeciw oczekiwaniom konsumenta i sprawić, by czuł się komfortowo. Dlatego proponuje mu się „kawkę” czy „herbatkę”. Nie tylko buduje się w ten sposób przyjazną atmosferę, ale również zmniejsza dystans pomiędzy użytkownikami języka.
Zdrobnienia wyrażają też stosunek pogardliwy
Powrócę zatem do pytania: co złego jest w używaniu zdrobnień? W używaniu nic, w nadużywaniu już tak. Zapomina się bowiem o jeszcze jednej ich funkcji – mianowicie o tym, że służą również do wyrażenia pogardliwego stosunku do kogoś lub czegoś. Stosuje się je, gdy chcemy umniejszyć rolę jakiegoś zjawiska czy elementu. Prowadzący audycję radiową czy telewizyjną zapewne nie chciałby być nazwany „dziennikarzykiem” (takim neologizmem posłużył się Maciej Eckardt w swoim artykule, używając jednocześnie innego zdrobniałego określenia: „gwiazdeczka”). Tenże żurnalista wolałby chyba określenie augmentatywne „dziennikarzyna”. A już prawdziwą obelgą byłoby mianowanie mężczyzny „chłopczykiem” przez jego życiową partnerkę.
Dlaczego stosowanie zdrobnień może być pogardliwe?
Deminutywy stanowią typowy element obecny w języku dziecka. Mogą zatem wskazywać zarówno na infantylizm tego, kogo określa się zdrobniale, jak i osoby nadużywającej zdrobnień. Dlatego zalecałabym ostrożność w ich stosowaniu, bo jak pisał William Shakespeare: „Miód, chociaż słodki, nadmiarem słodyczy tłumi apetyt i sprowadza mdłości”.
Joanna Gruszczyńska
-
W trosce o precyzję wypowiedzi
Niedawno obejrzałam film pt. „Dawca pamięci” w reżyserii P. Noyce’a, w którym bohaterowie często odwołują się do pojęcia „precyzji języka”. Jedna z reguł jej stosowania dotyczyła unikania w wypowiedzi zbędnych ozdobników, wyrazów niepotrzebnych, naddanych. Skłoniło mnie to zastanowienia się nad tym, jak daleki od tych zasad jest język używany w mediach, reklamie, w całym otaczającym nas świecie.
Współcześnie funkcjonuje przekonanie, że trzeba posługiwać się kwiecistym językiem, by brzmiało ładnie. Prostota wypowiedzi stała się passé. W ten sposób ukształtowała się nowa tendencja polszczyzny objawiająca się umiłowaniem ozdobników. Ich popularność i częstotliwość występowania to z kolei kwestia panującej w danym momencie mody językowej.
Nie miałabym nic przeciwko ich stosowaniu, gdyby nie jeden drobiazg. Część z nich służy niepotrzebnemu utrwalaniu błędów językowych. Tak dzieje się w przypadku wyrażenia „tylko i wyłącznie”, które robi zawrotną karierę medialną. Językoznawcy nazywają taką konstrukcję tautologią ze względu na współrzędny stosunek obu wyrazów względem siebie, w odróżnieniu od pleonazmów, które rezerwują dla konstrukcji niewspółrzędnych.
Niezależnie od nazewnictwa, które ma znaczenie dla specjalistów, użycie tautologii czy pleonazmu jest błędem językowym, którego należy się wystrzegać. Nawet jeżeli potoczna mowa dopuszcza tego rodzaju uchybienia w zakresie poprawności, to już w języku oficjalnym są one nie do przyjęcia. Ponadto przyznać trzeba, że nadużywanie owego „tylko i wyłącznie” bywa irytujące.
W śledzeniu tautologii czy pleonazmów nie należy popadać w przesadę. Warto jednak upomnieć się o zasady poprawnościowe, jeżeli sformułowanie staje się na tyle popularne, że jego stosowanie przestaje być odczuwane jako błąd.
Analizując różne wypowiedzi, dostrzegam, że wśród błędów pleonastycznych czy tautologicznych często powtarzają się takie konstrukcje jak: „okres czasu”, „kontynuować dalej”, „fakt autentyczny”, „potencjalne możliwości”. Specjaliści tłumaczą ich użycie chęcią podkreślenia wyjątkowości, dobitności jakiegoś zjawiska, o którym mówi użytkownik języka. Zgadzam się z tą interpretacją, gdyż trudno przypuszczać, aby zamiłowanie do pleonazmów czy tautologii wynikało tylko z niskiej świadomości językowej i braku wiedzy na temat znaczeń poszczególnych wyrazów. To pęd do ukwiecenia codziennej mowy skłania nas do odchodzenia od precyzji wypowiedzi, stosowania niepotrzebnych „ornamentów”, a co za tym idzie – często też powielania błędów.
Szanujmy zatem prostotę, bo jak mawiał J. I. Sztaudynger: „Słowa kunsztowne, słowa piękne bledną wobec prostego, które trafia w sedno”.
Joanna Gruszczyńska